Jest noc, pada deszcz, młody Jim Halsey (Thomas Howell) jedzie drogą międzystanową do Kaliforni. Podsypia ze zmęczenia. Żeby nie zasnąć zabiera ze sobą autostopowicza który przedstawia mu się jako John Ryder (Rutger Hauer).
Pomysł zabierania ludzi "na stopa" w środku nocy na pustkowiu należy do tych raczej odradzanych...
Film Roberta Harmona (pierwszy pełnometrażowy) przenosi nas w bliżej nieokreślone pustynne okolice Stanów Zjednoczonych. Pustkowia i proste, niekończące się drogi potęgują wrażenie osamotnienia głównego bohatera w walce, która początkowo przypadkowa z biegiem czasu staje się jego osobistą vendettą.
Nie jest to film w którym trup żywy czy też tradycyjnie martwy ściele się gęsto. Mimo to produkcja zasługuje na umieszczenie w sadystycznym forum ze względu na niepowtarzalny klimat "osaczenia" tworzony przez Rutgera Hauera. Fabuła być może nieco przestarzała i raz czy dwa uśmiechnąłem się słysząc przeterminowane "drewniane" dialogi, tym niemniej jako całość film zdecydowanie godny polecenia.
Nie polecam sequela z 2007 ale co kto lubi;]